Za kilka dni będziemy obchodzić 80. rocznicę wyzwolenia niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau. Tego dnia stajemy bezradni wobec ogromu cierpienia i nieszczęścia, obok zbrodni na niewyobrażalną dotąd skalę. Pamiętając O KAŻDEJ OFIERZE hitlerowskiej nienawiści. Bo każda z tych ofiar zasługuje na pamięć.
W ramach przygotowania do rocznicy przypominam artykuł o Marianie Kawczyńskim. Artykuł ukazał się w 2017 r., pierwotnie opublikowany na poprzedniej stronie internetowej Dźwiękowego Archiwum Kcyni.
Rodzina Koerner ze Stołężyna. To z ich majątku Gestapo zabrało Mariana Kawczyńskiego. Dzięki temu, że jego krewna - pani Barbara Sobowiec przekazała do archiwum bardzo bogaty materiał zdjęciowy, Dźwiękowe Archiwum mogło sprawić, że pani Ruth, potomkini rodziny Koerner, zobaczyła w końcu, jak wyglądał Maryś, o którym tyle słyszała od bliskich. Dzięki zdjęciom Marian zyskał twarz, nie był już tylko wyobrażeniem zbudowanym z opowieści. Dźwiękowe Archiwum Kcyni udostępniło potomkom rodziny Koerner archiwalne zdjęcia. Ich bliscy nie mogli się pogodzić z tragicznym losem, jaki dotknął Mariana. Jaki jest sens istnienia archiwów społecznych? Także taki, że to dzięki nim dawni przyjaciele odzyskują twarze. Tak jak w historii opisanej powyżej.
Marian Kawczyński był jedną z ofiar zamordowanych przez Niemców na zamku w Hartheim w Austrii. To tam, w ramach akcji T-4, na następnie w ramach akcji 13f14 zabijano osoby niepełnosprawne, chore psychicznie. Komin komory gazowej dymił. W tym jednym miejscu zagazowano ok. 30 tysięcy osób, z czasem przywożąc na teren zabudowań pięknego, renesansowego zamku Hartheim także innych więźniów, nie tylko osoby chore: więźniów Dachau, Mauthausen-Gusen. Rzeczywistość tego, co działo się w Hartheim przybliża anglojęzyczny film pt. What happened here in the summer of 1940? 6. Hartheim: Not all the story (pol. Co działo się tutaj latem 1940 roku? 6. Hartheim. Niepełna historia), do którego link zamieszczam - kliknij
W poniższym artykule chcę wspomnieć Mariana Kawczyńskiego, zwanego w rodzinie lekarza Stanisława Jedwabnego "wujkiem Marysiem", syna Wincentego Kawczyńskiego, właściciela pobliskiego majątku Włodzimierzewo.
Zachęcam do lektury artykułu autorstwa Anny Wegner, z uzupełnieniem Zbigniewa Grabowskiego.
Justyna Makarewicz
Wspomnienie o Marianie Kawczyńskim
Położone niedaleko Ruśca, Palmierowa i Żurawi Włodzimierzewo jest niewielką wioską liczącą kilka domów. Dziś znajdują się tam stare zabudowania gospodarcze, które należały kiedyś do dawnych właścicieli majątku we Włodzimierzewie – Kawczyńskich. Później w czasie niemieckiej okupacji przeszły w ręce niemieckie, by po 1945 r. stać się własnością Skarbu Państwa. Podobnie, jak w okolicznych miejscowościach, utworzono tutaj państwowe gospodarstwo rolne.
Na zdjęciu: Dziadzia - Włodzimierz Kawczyński na powózce. Z archiwum Barbary Sobowiec
W źródłach informacje o Włodzimierzewie sięgają XIX wieku. Był to wówczas około 300 hektarowy majątek z dworem i trzema domostwami, gdzie zamieszkiwało łącznie 90 osób, w tym 58 katolików. Dwa domy były też położone bardziej w kierunku zachodnim i należały do gminy Palmierowo. Włodzimierzewo leżało w powiecie szubińskim, podlegało pod pocztę i okręg urzędowy w Kcyni. Wcześniej należało do Żurawi. W czasach rozbiorów Włodzimierzewo miało niemiecką nazwę Elisenhof. W drugiej połowie XIX wieku Włodzimierzewo należało do polskiej rodziny Kawczyńskich. Na zasadach sąsiedzkich byli oni związani z mieszkającymi w Stołężynie Koernerami. Wincenty Kawczyński (na zdjęciu powyżej) należał do Rady Panów, która zarządzała majątkiem w Stołężynie do czasu, aż ostatni właściciel, Egon Koerner, stał się pełnoletni. Po I wojnie światowej w 1919 r., Kawczyński pomógł grupie Niemców, którym udzielił schronienia i w ten sposób zaoszczędził wielu nieprzyjemności. Mieszkający w pobliskiej Żurawi Herman von Bülow tak wspominał Wincentego Kawczyńskiego: „Za każdym razem, kiedy goście przekroczyli próg jego domu, częstował ich znakomitym węgierskim winem. Ten starszy pan wykazywał się otwartością i szczerością, nawet w trudnych rozmowach o polityce. Był bardzo oszczędny i pracowity, ale przy tym nie opuszczało go poczucie humoru i potrafił w towarzystwie zabłysnąć kilkoma ciętymi dowcipami. Miał jedną córkę, Mariannę (była pielęgniarką w Kcyni, zmarła w 1970 r. – dopisek Z.G.), która wyszła za mąż za kcyńskiego lekarza, doktora Stanisława Jedwabnego.”
Na zdjęciu: Marian Kawczyński z Nelą, styczen 1939 r. Z archiwum Barbary Sobowiec
Wincenty miał także syna – Mariana (na zdjęciu powyżej, kliknij, aby powiększyć). Niestety po wybuchu wojny, w 1939 r., Niemcy postanowili wywłaszczyć Kawczyńskich i na ich majątek sprowadzić z rejonów bałtyckich rodzinę von Hirscheydt. Wówczas Egon Koerner zdecydował wstawić się za nimi u landrata (starosty). Niestety było już za późno. Hirscheydtowie osiedli we Włodzimierzewie, a Wincentemu Kawczyńskiemu wydzielono jeden mały pokój, w którym miał zamieszkać. Marian musiał się jednak wyprowadzić. Prawdopodobnie to wydarzenie spowodowało u młodego Kawczyńskiego tak głęboką niechęć wobec Niemców, której nie bał się głośno demonstrować. Nie dotyczyła ona Koernerów, z którymi łączyły Kawczyńskich dobrosąsiedzkie stosunki, ale raczej nazistów - okupantów. Czarę goryczy przelała śmierć Wincentego, który umarł na krótko przed formalnym przejęciem majątku przez Hirscheydtów. Wtedy Egon zaoferował Marianowi Kawczyńskiemu posadę i mieszkanie w Stołężynie. Kilka miesięcy później, na początku 1940 r., do Stołężyna po Mariana przyjechało Gestapo. Prawdopodobnie ktoś doniósł na niego, że użył sformułowania: „dla Polski nadejdą jeszcze lepsze czasy”. Wywleczono go przed zabudowania Koernerów i bito do nieprzytomności. Potem oprawcy zabrali go ze sobą i wywieźli. Nigdy więcej nie widziano już Mariana Kawczyńskiego. Potomkowie Koernerów po latach zainteresowali się losem młodego przyjaciela Egona. Jego nazwisko zostało odnalezione na liście więźniów obozu w Dachau (pozycja 86298, numer personalny 27474, numer identyfikacyjny 172910), dokąd trafił 14 września 1941 r. Między aresztowaniem a przewiezieniem do Dachau przebywał w obozie Neuengamme na terenie Hamburga. W dokumentacji przesłanej z Dachau znalazła się też informacja, że Kawczyński został aresztowany prewencyjnie (Schutzhaft) i oznaczony czerwonym trójkątem jako więzień przejawiający wrogie postawy wobec narodu niemieckiego. 26 stycznia 1942 r. został przetransportowany do zamku Hartheim w Alkoven w Austrii, gdzie znajdował się nazistowski ośrodek eutanazji dla więźniów chorych psychicznie, niepełnosprawnych oraz niezdolnych do pracy pod względem fizycznym.
W ramach niemieckiej Akcji T4 i Akcji 13f14 zagazowano tam łącznie około 30 tysięcy osób. Od kwietnia 1941 r. poszerzono także znacznie zakres kryteriów, które kwalifikowały więźniów do eutanazji: stwierdzona nienawiść do Niemców, stan duchowny, określone przekonania polityczne, a nawet zwykła antypatia wobec kogoś. Nasilenie akcji przypada na koniec 1941 r. i cały rok 1942, kiedy dodano jeszcze jedną grupę do zakresu osób wskazanych do eutanazji. Byli to robotnicy wschodni, w tym także Polacy wywiezieni na roboty przymusowe do niemieckich obozów. Wielu z nich stało się niezdolnymi do pracy ze względu na wycieńczenie, głód i choroby. Byli więc wywożeni do takich ośrodków, jak Hartheim i tam uśmiercani. W części przypadków niestety nie sposób ustalić ani liczby ofiar, ani tym bardziej ich nazwisk. Śledztwo w tej sprawie prowadziła szczecińska delegatura IPN i w 2009 r. zostało ono umorzone ze względu na śmierć sprawców oraz brak dowodów wobec niektórych z nich. Do dokumentacji śledztwa jest dołączona lista ofiar zamordowanych przez nazistów w Hartheim i wśród nich znajduje się nazwisko Mariana Kawczyńskiego.
Dziś wiadomo więc już, jakie były jego losy i jak tragiczną śmiercią zakończył życie syn Polaka, który kiedyś pomagał Niemcom. Historia tego młodego mężczyzny (w chwili śmierci miał 38 lat) jest niezwykle okrutna. Był to jeden z wielu polskich bohaterów czasów wojny, których nazwisk nie znajdziemy w książkach historycznych i opracowaniach, mimo to swoją postawą dają świadectwo wielkiego patriotyzmu.
Autorka tekstu: Anna Wagner
W uzupełnieniu tych informacji dodaję, że Orędownik Powiatu Szubińskiego Nr 85 z 27 października 1934 r. informuje, że Marian Kawczyński został wybrany radnym gromady Włodzimierzewo w wyborach radnych gromadzkich, natomiast Nr 10 tegoż Orędownika z 9 marca 1935r. podaje kolejną informację o wyborze i zaprzysiężeniu Mariana Kawczyńskiego na podsołtysa gromady (sołtysem był zamianowany komisarycznie właściciel Włodzimierzewa Wincenty Kawczyński, ojciec Mariana). Z kolei w Nr 80 Orędownika z 4 października 1938 r. znajdujemy informację o wyborze Mariana Kawczyńskiego na Przewodniczącego Obwodowej Komisji Wyborczej w Łankowicach w wyborach do Sejmu i Senatu II RP w listopadzie 1938 r. Wszystkie te informacje pokazują dosadnie, że Marian Kawczyński był człowiekiem niezwykle użytecznym społecznie, który polskość i patriotyzm nosił w sercu. Autor tekstu: Zbigniew Grabowski
Zdjęcia wykorzystane w artykule i dostępne w galerii poniżej pochodzą z archiwum rodzinnego Barbary Sobowiec, wnuczki dr. Stanisława Jedwabnego.