Artykuł opublikowany po raz pierwszy w tygodniku lokalnym „Pałuki”, nr 133 (35/1994). Wspomnienia Ignacego Hilschera spisał Ryszard Nowicki
Mieszkałem z żoną i trójką dzieci w Kcyni przy ul. Ogrodowej. Miałem warsztat samochodowy u Stanisława Pezackiego. 1 września rano obudził mnie hałas dochodzący z ulicy. Wkrótce zobaczyłem bardzo dużo wozów konnych, a na nich ludzi ze swoim dobytkiem. Byli to Polacy z okolic Wyrzyska, którzy uciekali przed Niemcami. Podążali w stronę Mogilna. Również mieszkańcy Kcyni zaczęli wyjeżdżać. Kiedy szedłem do Cybulskiego po chleb, usłyszałem wybuch bomby – samolot lecący od strony Nakła zrzucił ją na cegielnię w pobliżu dworca kolejowego.
2 września zawiozłem Pezackiego samochodem do Mogilna – tam udała się jego rodzina. Do tego miasta przybywali w niedzielę, 3 września coraz liczniej mieszkańcy Pałuk. Był wśród nich m.in. lekarz Jedwabny z Kcyni. [Nie znajduje potwierdzenia w notatkach dr. Jedwabnego – na pocz. wojny przebywał w wojsku, później dostał się do niewoli i przebywał w obozie jenieckim - przyp. JM]. Od znajomych dowiedziałem się, że Niemcy są w Kcyni. Postanowiłem niezwłocznie wrócić – pozostała tam żona i dzieci. Pożyczonym motocyklem wyjechałem z Mogilna w poniedziałek rano.
Niedaleko Mogilna spotkałem uciekającą przed Niemcami hrabinę Marię Skórzewską z Lubostronia. Znała mnie dobrze – pracowałem u Skórzewskich od 1912 r. Mój ojciec był u nich pierwszym mechanikiem. Hrabina Maria powiedziała, że jedzie do hrabiny Ogińskiej i syna Karola do Krakowa. Jechała wozem konnym, którym powoził jej kierowca Stachowiak. Razem z nimi była guwernantka Tekla i służący z pałacu. Dowiadywała się co słychać.
Po rozmowie z hrabiną dojechałem do Łabiszyna, gdzie mieszkała moja matka. W Szubinie brat Jan powiedział, że do Kcyni nie dojadę, ponieważ są tam Niemcy. Postanowiłem bocznymi drogami przez Królikowo dojechać do Kcyni.
Dotarłem do skrzyżowania dróg Szubin-Żnin i Wąsosz-Słupy. W budynku przy drodze była Komenda Wojska Polskiego. Żołnierz zatrzymał mnie i zażądał dokumentów. Miałem przy sobie tylko prawo jazdy. Czytając moje nazwisko żołnierz sądził, że jestem niemieckim szpiegiem. Po rozmowie doprowadził mnie do toru kolejowego. Byłem przekonany o rozstrzelaniu. Od stacji kolejowej w Wąsoszu szedł inny żołnierz. Zapytał gdzie go prowadzisz? Rozmawiali ze sobą. Po chwili usłyszałem: czyś ty ogłupiał! Ja znam tego człowieka. Nie znałem tego żołnierza, który mnie poznał. Chyba był to mieszkaniec Kcyni. Po raz drugi zostałem zaprowadzony do porucznika. Kazał mi powrócić do Mogilna, bo inaczej mogę zginąć. Niemcy jednak i tu zaczęli dochodzić.
Wyjechałem z rodziną Stefana Pezackiego do Strzelna. Cały czas przybywało uciekinierów. Drogi były zatłoczone. W Wylatowie spotkałem żołnierzy z Kcyni służących w Batalionie Obrony Narodowej. Mówili, że Niemcy są przy torze kolejowym Mogilno-Gniezno. Widać było cywilów z fuzjami i różnego rodzaju strzelbami oraz pistoletami. W Wylatowie doszło do walki z Niemcami. Kule świstały obok mnie. Nisko pochylony uciekałem na motocyklu. W Wójcinie dopadli nas Niemcy. Mówili aby wracać do swoich miejscowości. Otrzymaliśmy przepustki. Przez Orchowo-Barcin-Łabiszyn-Szubin z rodziną Stanisława Pezackiego wracałem do Kcyni. W Orchowie widziałem jak żołnierze niemieccy prowadzili jeńców na rozstrzelanie. Na przejeździe kolejowym w Szubinie zostałem dokładnie zrewidowany. Niemiec pytał mnie czy kobieta, z którą jadę, jest Żydówką.
Widocznie moje nazwisko pomogło w tym, że nas puścił. Zabrał samochód, a znajdujący się dobytek wyrzucił. Wzięliśmy co się dało na plecy. W końcu udało nam się wozem konnym dojechać do Kcyni. Most kolejowy był zniszczony.
Żona Wiktoria mówiła o swojej ucieczce przed Niemcami. Dotarła do Miastowic. Mówiła o rozstrzeliwaniu Polaków. Musiałem zgłosić się w Komendanturze – Niemcy kazali mi otworzyć warsztat. Zatrudniłem w nim kilkanaście osób. Dla tych ludzi nie było pracy, ale wymyślałem robotę. Niektórych z nich uchroniłem przed wywózką. Pracowali u mnie m.in. listonosz Krenz, Grzegorek, Pawłowski. Niemcy nakłaniali, abym został volksdeutschem. Obiecywali pobudować dom z warsztatem w Kcyni. Mówiłem, że moja rodzina to Polacy i listy nie podpisałem.
przypis - Justyna Makarewicz
Zdjęcie na okładce: okupacyjna pocztówka z Kcyni. Z archiwum Ewy Niespodzianej