20 - 09 - 2024
Wiosna Ludów w okolicach Żnina w relacjach Gazety Polskiej (cz. I)

Prezentuję Państwu artykuł pana Mariana Jaróżka, który z zamiłowania zgłębia historię lokalną. Pan Jaróżek zajął się kwestiami dotyczącymi przebiegu wydarzeń zwanych "Wiosną Ludów" na terenie Pałuk. Jego ustalenia wiele wnoszą do naszej wiedzy w tym zakresie. Zachęcam do lektury pierwszej części artykułu. Wytłuszczenia poszczególnych fragmentów i śródtytuły pochodzą od redakcji Dźwiękowego Archiwum Kcyni - Justyna Makarewicz 

Wstęp

            Ucząc się historii w szkole często nabywamy przekonania, że poznawane przez nas zdarzenia historyczne działy się daleko od naszego miejsca zamieszkania i nie dotyczyły naszych przodków. Nie dopuszczamy, że wielka historia mogła toczyć się w dawnych czasach wokół nas. Niedopuszczalnym wydaje się nam również, że mogli w tych zdarzeniach uczestniczyć nasi przodkowie. Okazuje się, że są to często błędne przekonania.

Przyczyny rozruchów

            W latach 1845–1847 wystąpiła w Europie zaraza ziemniaczana oraz globalne zaburzenia pogodowe, które spowodowały znaczny spadek zbiorów płodów rolnych. Było to przyczyną głodu w wielu krajach. Kryzys gospodarczy objął wkrótce przemysł, wzrosło bezrobocie. Coraz więcej grup społecznych i narodowościowych domagało się zmian. Bunt rozpoczął się w 1848 r. we Francji od rewolucji lutowej, która obaliła monarchię. Wkrótce śladem ludności Paryża poszli Niemcy, Austriacy, Włosi i Węgrzy.

Polityka władz pruskich i działania Polaków 

Rewolucja w Berlinie i zamęt, jaki zapanował w Prusach oraz w całej Rzeszy, obudziły nadzieje Polaków zamieszkujących Wielkie Księstwo Poznańskie na odzyskanie wolności. Zwolniono więźniów politycznych. Władze pruskie zezwoliły na powstanie polskich oddziałów wojskowych i prasy polskiej. Dzięki staraniom Walentego Stefańskiego zaczęła się ukazywać Gazeta Polska. Dnia 20 marca 1848 roku powstał w Poznaniu Komitet Narodowy. Takie same komitety powstawały w wielu miastach Wielkopolski. Na czele polskich oddziałów zbrojnych stanął Ludwik Mierosławski. Starano się poszerzyć polską autonomię w ramach Prus.

            Liberalni ministrowie pruscy początkowo na wszystko pozornie się zgadzali. Jednocześnie stosowali wobec Wielkopolski zasadę „Divide et  Impera” („dziel i rządź”). Jest to starorzymska zasada wzniecania konfliktów wewnętrznych, aby skutecznie zarządzać poddanymi. Prusacy niezwykle sprawnie skłócali zamieszkujących te tereny Polaków, Niemców i Żydów. Podsycali również niepokoje wśród włościan. Rozpuszczali plotki, że utracą ziemie nabyte podczas uwłaszczenia oraz nabytą wolność osobistą.

            Powstała w 1848 roku polskojęzyczna Gazeta Polska starała się poprzez relacje obywateli informować o przebiegu Wiosny Ludów na terenie Wielkopolski. Narastające represje ze strony policji, władz pruskich i regularnych oddziałów wojskowych mocno ograniczały przepływ informacji do centrali w Poznaniu i do gazet polskich. Każda wiadomość przekazana przez Polaków wskazywała jednocześnie cel ataków dla władzy jak i ludności niemieckiej.  Mimo obaw przed represjami niemieckimi i dyskryminacją współmieszkańców, zachowało się w Gazecie Polskiej (GP) stosunkowo dużo relacji prasowych ludności polskiej o wydarzeniach Wiosny Ludów w okolicach Żnina.

Należy jednak pamiętać, że powyższe informacje redagowali Polacy. Dominuje w nich tylko i wyłącznie polski punkt widzenia. Zawsze, w każdej sprawie jest druga strona, która może mieć inny punkt widzenia. Niestety nie udało się mi do tych wiadomości dotrzeć. Na przeszkodzie stanęło głównie brak informacji o tych źródłach oraz niestety trudności w odcyfrowaniu stosowanego przez Niemców pisma neogotyckiego. Oznacza to, że czytając poniższe relacje należy zachować pewną powściągliwość w wyciąganiu jednoznacznych wniosków.      

Zajścia w Łabiszynie

     GP nr 16/48 donosiła o incydencie pod Łabiszynem. Dnia 5 kwietnia 1848 roku po drodze z Łabiszyna do Trzemeszna przemieszczała się grupa Polaków z Królestwa (zaboru rosyjskiego), zdążająca do tworzonego wojska polskiego. Broń ich i rzeczy osobiste znajdowały się w wozie, który podążał za nimi. Nieuzbrojoną grupę Polaków, bez ostrzeżenia, zaatakował oddział 110 huzarów czarnych. Na miejscu zabito dwóch braci Lipskich, czterech innych zmarło wkrótce z poniesionych ran. Resztę ciężko poraniono.

Redaktor opisujący to zdarzenie zbulwersowany jest bestialstwem wojska niemieckiego. Uważa on, że zachowało się ono w tej sytuacji gorzej od wojska rosyjskiego, które dotychczas uważano za dzikich barbarzyńców.

Szarża wojsk niemieckich pod Łabiszynem odbiła się szerokim echem w Poznańskiem, dlatego też w następnym numerze GP (17/48) podano więcej szczegółów tego zajścia. Zdarzenie miało miejsce wieczorem, w połowie drogi do Lubostronia. Polacy w ilości około 30 osób poruszali się w kolumnie trzech wozów oraz konno do legalnie tworzonego wojska polskiego. Prusacy poranili 23 Polaków i 2 zabili na miejscu. Miejscowa ludność niemiecka chciała dobijać rannych. Występowała również przeciwko doktorowi Julianowi Gerpe (łabiszyński Judym) i jego rodzinie, który opatrywał rannych.

Ponownie o tym zajściu pisano w nr 21/48 GP. Jest to najpełniejsza relacja. Polacy po krótkim popasie pod wsią Pszczółczyn, przemieszczali się przez Łabiszyn w kierunku Trzemeszna, a dalej do Poznania. W skład oddziału wchodziło około 30 ludzi oraz również 35 pięknych rasowych koni i wozy. Na tychże wozach oprócz dobytku codziennego mieli około 14 sztuk długiej broni palnej i kilka par pistoletów. Po przejechaniu Łabiszyna dopadli ich na gruntach proboszczowskich niedaleko Lubostronia huzarzy. Towarzyszyła im duża grupa ludności niemieckiej i żydowskiej, uzbrojonej w siekiery, drągi, widły i haki strażackie. Wojsko wydało Polakom rozkaz zejścia z koni. Gdy to zrobili, Prusacy natychmiast oddali do nich salwą kilkadziesiąt strzałów, a następnie bezpośrednio zaatakowali ich szablami. Ze strony wojska niemieckiego nie było żadnego pardonu dla Polaków. Na odgłos strzałów konie się rozbiegły. Uciekać nacierającym wojskom można było tylko na piechotę. Znajdujące się po bokach drogi błota noteckie uratowały niektórym życie. Atakujący wykazali się wyjątkowym okrucieństwem. Zdarzało się, że zadawali ciosy Polakom, którzy już nie żyli, bądź atakowano nieprzytomnych i rannych. Próbowano również niektórych rannych roztratować końmi. Około 10 osób zabito, a tyleż samo raniono. Resztę skrępowano i przywleczono do Łabiszyna. Jeńców, zabitych i rannych, zrzucono na bruk miasta i na nowo rąbano ich szablami. Potem dopuszczono do nich wrogi tłum, który bił ich, kopał i ciągał po bruku. Dopiero potem wrzucono ich do pomieszczeń policyjnych i chałup prywatnych. Później pozwolili na opatrzenie rannych przez doktora Gerpe, któremu pomagał niemiecki leśniczy (Pan Bibów). Przybyły następnego dnia do Łabiszyna inny oddział wojskowy poskromił ludność niemiecką i zezwolił na opatrzenie pozostałych rannych oraz dostarczenie im żywności i pościeli. Nie uspokoiło to miejscowych Niemców, którzy odgrażali się, że zamordują wszystkich Polaków na czele z ich proboszczem.

Tych którzy przeżyli i byli zdolni do transportu, odesłano do twierdzy Toruń. Piękne konie, które towarzyszyły Polakom wyłapano i wysłano do Bydgoszczy na sprzedaż. Były wśród nich rasowe araby po 200 dukatów jak i inne warte po 200 talarów. Zarekwirowano również wszelką gotówkę i dobytek, który posiadali Polacy.

Wypadki w Kcyni, Wągrowcu i Żninie

     W GP nr 16 z 9 kwietnia 1848 roku donoszono również, że żandarm kcyński niejaki Dobiński 7 kwietnia powiedział do obywatela Wilkońskiego następujące słowa „jeśliby ci twój pan cokolwiek nakazał, coby się nie zgadzało się z wolą twoją, wtedy go możesz zabić widłami jak wściekłego psa”.

Z kolei w Żernikach żołnierze zdarli chorągiew polską, następnie ją połamali i spalili.

W Wągrowcu pojawiło się ogłoszenie rządowe, w którym władze wzywają lud do posłuszeństwa. Za winnego rozruchów władze uważały szlachtę, która wichrzy tylko po to aby „gnębić chłopów jak dawniej”.

Aresztowano również wikarego szubińskiego.

Mamy tutaj klasyczny przykład stosowania zasady „dziel i rządź” przez władze pruskie wobec Polaków. Zastraszają i próbują skłócić szlachtę z chłopstwem. Tam gdzie to nie skutkuje, stosują nagą siłę. Wszystko w myśl zasady „cel uświęca środki”. A celem naczelnym dla Prusaków było zachowanie władzy.

    W tymże numerze oraz numerach 19/48 i 21/48 (wersja niemiecka) opisywano również zajścia na rynku w Żninie.

Na początku kwietnia Żnin zajęły niemieckie oddziały wojskowe. Żołdacy niemieccy zachowywali się bardzo butnie i dążyli do konfrontacji. Znieważali Polaków na każdym kroku. Zdzierali polskie kokardy i zrzucali polskie chorągwie. Sytuacja była wyjątkowo zapalna. Mieszczanie nie wiedząc co czynić, wysłali spośród siebie Welsanda i Wolińskiego do mieszkających w pobliżu obywatela Wiktora Potockiego pochodzącego ze Słębowa i obywatela Zdębińskiego. Ci doradzili im, aby zgodnie z zaleceniami centralnego komitetu narodowego unikać wszelkich zaczepek i zachować spokój dla uniknięcia zbrojnych starć. Mimo powściągliwego zachowania ze strony Polaków wojska pruskie cały czas dążyły do konfrontacji.

W niedzielę 9 kwietnia bardzo liczny tłum ludzi z wiosek okalających miasto udał się na nabożeństwo. W momencie gdy wszyscy wchodzili do kościoła, żołdak niemiecki wypadł ze sklepu i zdarł parobkowi kokardę polską z czapki. Widząc to chłopi otoczyli żołnierza i zaczęli go okładać pięściami a nawet kijami. Sytuacja stała się wysoce zapalna. Obecny tam żandarm Paradowski zaalarmował wojsko. Z kolei ludność polska uderzyła na alarm w dzwony kościelne. Prawie w pół godziny zebrało się z miasta oraz okolicznych wiosek około 700 ludzi zbrojnych w kosy, widły i strzelby. Byli gotowi do walki. Powiadomieni o tym zostali obywatele Potocki i Zdębiński. Pierwszy pojawił się Wiktor Potocki, który udał się do dowódcy niemieckiego, jenerała Pücklera. Jenerał dał słowo, że wstrzyma wszelkie kroki nieprzyjacielskie, a Potocki obiecał, że uspokoi wzburzone chłopstwo. Zamierzali wstrzymać niewątpliwy rozlew krwi. Potocki i Zdębiński uspokoili chłopów i mieszczan, a Jenerał Pückler obiecał w ciągu pół godziny wymarsz wojska z miasta. Wojsko zaczęło się ewakuować w kierunku Góry, która w tamtym czasie była oddzielną miejscowością. Na nieszczęście tym samym traktem do Żnina poruszał się oddział 25 kosynierów, który nie był poinformowany o zawartym układzie. Dowiedziawszy się o tym Potocki i Zdębiński niezwłocznie udali się konno na trakt aby ich poinformować o zawartym porozumieniu. Spotkali ich na grobli wzniesionej między jeziorem a bagnami. Kosynierzy zeszli z drogi na łąkę aby dać przejście żołnierzom. Pierwszy szereg kompanii wojska, gdy minął kosynierów, odwrócił się do nich i oddał salwę. Drugi szereg z kolei oddal salwę do wracających do miasta Zdębińskiego i Potockiego. W wyniku ostrzału na miejscu zginęli: Wiktor Potocki, gospodarz Kowalik z Wilczkowa i jego parobek. Był też ciężko raniony jeden z chłopów. Samemu Zdębińskiemu kula uszkodziła tylko strzemię. Po oddaniu dwóch salw, wojsko pospiesznie oddaliło się do Góry, gdzie okopało się w lesie. Społeczeństwo gdy dowiedziało się o zajściu, czyniło gorzkie wyrzuty tym, którzy wstrzymywali ich od walki. Na marginesie należy wspomnieć, że obecna ulica Potockiego w Żninie została nazwana na część wspomnianego powyżej Wiktora Potockiego.

Autor: Marian Jaróżek

Fotografia na okładce: Kościół ewangelicki w Kcyni. Pocztówka ze zbiorów Zbigniewa Prusaka

Poprzednia
Powrót do listy aktualności
Następna