Prezentuję Państwu drugą część artykułu przygotowanego przez pana Mariana Jaróżka ze Żnina. To nasz nowy współpracownik, z pozyskania którego bardzo się cieszę. Z pierwszą częścią artykułu można zapoznać się klikając w link. Zachęcam do lektury. Justyna Makarewicz/Dźwiękowe Archiwum Kcyni
Wiosna Ludów w okolicach Żnina w relacjach Gazety Polskiej (cz. II)
W GP nr 23 z 18 kwietnia pojawiła się informacja o zdarzeniach, które miały miejsce 12 kwietnia w Trzemesznie. Miasto to w tamtym czasie było we władaniu powstańców. Po zaprowadzeniu porządku w mieście zostawiono niewielką załogę, a około 200 kosynierów i 20 strzelców wysłano do Wrześni. Miały się tam one połączyć z siłami głównymi powstańców.
Po odejściu polskiego wojska, na Trzemeszno ruszyły regularne oddziały niemieckie z Gniezna i Mogilna. Doszło do walk w mieście. Po walce niespodziewanie wojska niemieckie wycofały się. Poturbowane wojsko polskie wróciło do Trzemeszna. Według relacji zawartej w GP na wracające oddziały padły strzały z kramów i sklepów zajmowanych przez Niemców i Żydów. Doszło do walk ulicznych. Powstańcy nie będąc przygotowani na taką reakcję mieszczan masowo ginęli od strzałów, noży czy siekier. Dochodziło do zbezczeszczania zwłok. Ponoć liczba zamordowanych Polaków dochodziła do 70 osób (być może wliczono do nich również ofiary wcześniejszych starć z Niemcami). Było też kilka ofiar po drugiej stronie.
Relacja ta jak i poprzednia wskazuje, że była to regularna wojna domowa ze wszystkimi jej okropnościami.
Następne doniesienie pochodzi z GP nr 36 z 4 maja 1848 roku. Opisuje ono zajścia w Słupach w dniach 24 i 25 kwietnia.
W drugie święto Wielkanocne – 24 kwietnia, przybył do Słupów niemiecki komisarz dystryktowy Uleman. Ludność obawiając się, że chce aresztować ich księdza Kowalewskiego obstąpiła tegoż komisarza wyjaśniając mu, że pierwej go zabiją niż pozwolą na aresztowanie proboszcza. Komisarz, dobywszy pałasza, uciekł do dworu państwa Sadowskich w Słupach. Za nim udali się również mieszkańcy Słupów. W czasie gdy państwo Sadowscy rozmawiali z włościanami, komisarz tylnym wyjściem uciekł z dworu i udał się do Szubina.
Następnego dnia przybył do Słupów landrat szubiński wraz z wojskiem i bandą uzbrojonych chłopów niemieckich z niejakim Göldnerem na czele. Nadal jednakże siły niemieckie były mniejsze od polskich. Zmusiło to Niemców do wycofania się do pobliskiego lasu. Państwo Sadowscy znajdowali się w tym czasie w Chraplewie. Na wieść o zajściu niezwłocznie udali się do tegoż lasu, aby nie dopuścić do rozlewu krwi. Następny dzień był spokojny. W czwartek rano państwo Sadowscy udali się do swojego miejsca zamieszkania. Gdy znajdowali się we dworze, wpadli huzarzy niemieccy, którzy po krótkiej rozmowie, otworzyli do Stanisława Sadowskiego ogień. Ten ranny w rękę i ramię zbiegł do sąsiedniego pokoju. Huzarzy podążyli za nim oddając następnych sześć strzałów. Leżącego bez ducha okładali jeszcze kolbami sztucerów. Na odgłos strzałów do pokoju wpadli jeszcze żołnierze piechoty, którzy przebili trupa kilkoma bagnetami. Dopiero na usilne prośby matki przestano się pastwić nad zwłokami. Wszystko to uczyniono pod pozorem szukania broni we dworze. Nadmienić należy, że Stanisław Sadowski za swoją działalność propolską siedział w poprzednich latach w berlińskim więzieniu Moabit.
W GP nr 46 z 17 maja 1848 roku opisano zdarzeniach w nocy z 7 na 8 maja w Kcyni i jej okolicach.
W wyniku rozbojów i grabieżczego zachowania się wojsk niemieckich lud z Pałuk wraz ze swoimi dowódcami postanowił w odwecie zaatakować oddział wojska pruskiego stacjonującego w Kcyni. Dowodził Adam Malczewski. Ze strony Grocholina miały zaatakować połączone siły z okolic Kcyni, Łekna, Janowca, Łopienna i Żernik. Ze strony Szubina miały zaatakować oddziały ze Żnina, Szubina i Wągrowca. Atak nastąpił o godz. 0.30 po północy. Rozpoczęły się zaciekłe walki. Przed upływem nocy wojsko polskie wycofało się zamierzając ponownie zaatakować nad ranem. Jednakże wojska pruskie w popłochu opuściły Kcynię.
Zdobyto 40 sztuk broni i wyposażenie żołnierskie. W natarciu zginęło 7 Polaków, a 8 było rannych. Polegli m.in.: ekonom Maciejewski, obywatel Kwieciszewski i dwóch obywateli z Łopienna. Nieprzyjaciel miał 2 zabitych żołnierzy i 1 podoficera. Rannych i zabitych zabrali ze sobą. Ponadto Polacy zdobyli 10 jeńców, których po przyjęciu przyrzeczenia, że nie będą występować przeciwko ludowi polskiemu jak i niemieckiemu, puszczono wolno. Zdobyte bagaże kapitana i oficerów zostały odesłane właścicielom.
W GP nr 52 z 24 maja znajdują się opisy dalszych zdarzeń z okolicy Kcyni będących wynikiem zdobycia miasta przez Polaków na początku maja. Po rozejściu się wojsk polskich, Niemcy ponownie zajęli to miasto, pozwalając jednocześnie swoim obywatelom na gwałty i grabieże na Polakach. Szczególnie celował w tym baron Treskow z Grocholina i jego szwagier. Wraz z kolonistami holenderskimi i niemieckimi systematycznie najeżdżali poszczególne wsie.
W Stołężynie zbili śmiertelnie starego kucharza Wieczorka. Miejscowego ekonoma Niemca Kreuzera pobili, poranili, związali i zabrali do Grocholina. Zrabowali garderobę, siodła i wino. Porozbijali wszelkie skrzynie i kufry. Zranili żonę kowala, a włodarza Walerowskiego i rataja Bleję zbili niepomiernie. Baty na końcu obwiązywali metalowymi drutami i maczali je posypując jednocześnie piaskiem. Za każdym, co dziesiątym uderzeniem bicza zmuszali skazanego na całowanie bata. W odpowiedzi na terror lud zawiesił wszelkie prace polowe chowając się przed napastnikami. Niemieckie władze wojskowe kompletnie nie reagowały na tego typu zdarzenia. Nadmienić należy, że podobne wypadki miały w tych okolicach charakter powszechny.
Burmistrza Stajerowicza z Kcyni, deputowanego na Sejm Berliński, zbito batami, związano i odwieziono do Bydgoszczy. Uczyniono to ponieważ głosował przeciwko przyłączeniu Wielkopolski do Prus. Przyrzeczono również, że każdego deputowanego, który głosował podobnie jak Stajerowicz, spotka taki sam los.
Powszechne były gwałty i rabunki, ciągłe rewizje i rekwizycje w domach i majątkach Polaków. Ciągle przemieszczały się przez Pałuki regularne bandy ludności niemieckiej. Posuwały się one do grabieży, gwałtów, pobić oraz rewizji i rekwizycji u ludności polskiej.
Po każdym takim zajściu zabierano wszelkie zgromadzone zapasy. Meble i inne urządzenia gospodarcze niszczono, zabierano całą gotówkę. Sytuacja taka powodowała, że polscy właściciele majątków nie czując się bezpiecznie w swoich włościach uciekali za granicę, a chłopi kryli się po lasach.
Podobnie postępowali Niemcy również w okolicy Żnina. Niewielki wykaz ich ekscesów wobec Polaków przedstawiła GP nr 76 z 23 czerwca 1848 roku.
Dnia 4 kwietnia żołnierz wraz z 20 niemieckimi kolonistami, sołtysem Tonna i żandarmem Paradowskim naszli plebanię w Górze szukając księdza Kieromuszewskiego. Nie zastawszy go pootwierali wszystkie kufry i komody, zabierając dwie srebrne łyżki i dwa dukaty. Zabrali wszelkie zapasy ze sklepu i spiżarni. Czego nie mogli zabrać zniszczyli. Taką samą rewizję zrobili następnej nocy.
Dnia 18 maja żołnierze przemieszczający się w kierunku Gąsawy zabrali 3 gospodarzy z Góry: Andrzeja Sokołę, Macieja Kostrzeckiego i Fabiana Nowaka oraz Fabiana Krycha z Podgórzyna.
Uprowadziwszy ich pół mili od Góry, kazali im powiedzieć gdzie znajduje się ich proboszcz Kieromuszewski. Gdy ci powiedzieli, że nie widzieli go od kilku tygodni, zbili ich kolbami sztucerów. Kawałek dalej, na rozkaz dowódcy, położyli ich na ziemię i wlepili każdemu 50 batów.
Tego samego dnia w Górze żonę gospodarza Budziaka, która dopiero 3 miesiąc była po porodzie okrutnie zbito, gdyż nie chciała powiedzieć gdzie znajduje się jej mąż.
W tych dniach zbito również gospodarza Szczodrowskiego z Januszkowa za to, że przenocował nieznajomego, który ponoć miał być kosynierem. Ten sam los spotkał Józefa Zabłockiego, który na polecenie gminy kuł kosy.
Z kolei Franciszek Katafiasz z Wilczkowa miał okazać kosy dla kosynierów. Pokazał żołnierzom tylko kosy do trawy, ponieważ rzeczonych kos nie posiadał. Przyszpilony bagnetem do ziemi był bity kańczugami przez żołnierzy.
GP nr 80 z 28 czerwca 1848 roku donosi o skardze, która wpłynęła do Ministerstwa w Berlinie na postępowanie Landratu Powiatowego oraz Burmistrza Żnina za brak reakcji na opisane powyżej ekscesy. Landrat Wernich na łamach berlińskiej gazety głosił, że batami tylko grożono. Natomiast kara batów zlecona przez Jenerała Hirszfelda była potrzebna, bo powszechne rozprężenie groziło zerwaniem wszelkiego porządku społecznego.
Ostatecznie, po wzmocnieniu wojsk pruskich w Poznańskiem (do około 30 tys.), przystąpiono do rozbrajania polskich oddziałów i tłumienia siłą samorzutnych zbrojnych wystąpień. W sposób brutalny karano i zastraszano również pojedynczych ludzi, którzy opowiadali się za sprawami polskimi. Rząd pruski wycofał się również z wcześniejszych ugodowych postanowień. W wyniku negocjacji podpisano 11 kwietnia z Prusakami Porozumienie w Jarosławcu, na mocy którego strona polska ograniczyła liczebność wojska do 3 tysięcy mimo, że chętnych było znacznie więcej.
Już w trzeciej dekadzie kwietnia wojsko pruskie rozpoczęło likwidację polskich komitetów w terenie i obozów wojskowych. Poznański Komitet Narodowy rozwiązał się sam już pod koniec kwietnia. Dnia 29 kwietnia rozpędzono obóz w Książu. Wprawdzie Prusacy ponieśli dwie porażki pod Miłosławiem i Sokołowem, jednak oddziały Mierosławskiego rozpierzchły się w pierwszej dekadzie maja. Dowódcy opuszczali poszczególne oddziały powstańcze. Wojsko zostało bez kadry dowódczej. Sam Mierosławski podpisał kapitulację 9 maja. Ostatni oddział powstańczy poddał się w połowie maja w okolicy Żnina.
Mieszkańcy Wielkopolski skoncentrowali się na pracy legalnej, mającej na celu wzmacnianie polskiej kondycji gospodarczej, budzenie świadomości narodowej i utrzymanie pozycji w administracji. W latach 1848 - 1852 czynnie działała Liga Polska. Po jej zlikwidowaniu jedynym już forum jawnej aktywności politycznej było Koło Polskie w parlamencie pruskim.
Koło to stwarzało pewną możliwość obrony polskich interesów na drodze konstytucyjnej i sądowej.
Do najpoważniejszych konsekwencji Wiosny Ludów na ziemiach zaboru pruskiego należy ostateczne zakończenie procesu uwłaszczenia chłopów oraz pobudzenie odrodzenia narodowego. Należy również zauważyć zapoczątkowanie głębokiego antagonizmu polsko-niemieckiego, wynikającego z uświadomienia sobie przez oba narody dzielącej je różnicy interesów.
Finalnie Wielkie Księstwo Poznańskie objęto jednolitą administracją niemiecką, zlikwidowano całkowicie autonomię, władze pruskie represjonowały zarówno powstańców jak i polską ludność księstwa. Zmieniono nazwę Wielkiego Księstwa Poznańskiego na Provinz Posen.
autor: Marian Jaróżek
Fotografia na okładce: Kościół ewangelicki w Kcyni. Pocztówka ze zbiorów Zbigniewa Prusaka