02 - 04 - 2022
Opowiem prawdę o tej wojnie

Jakie było Twoje życie przed?

Moje życie było bardzo dobre, normalne. Nie potrzebowaliśmy tego, aby Rosja nam pomagała, aby jej żołnierze przyszli do nas „z pomocą.”

Nie chcieliście tej pomocy?

Nie. 

Opowiedz o Twoim mieście.

Mieszkamy w Iwano-Frankiwsku, w swoim mieszkaniu, z rodzicami. Tam jest nam wszystkim wygodnie. Bardzo kochamy wszyscy Iwano-Frankiwsk. To takie piękne miasto. Zielone. Są dwa duże parki, z jeziorem, po którym pływają łabędzie. Bardzo takie ładne, fajne miejsce. Jeśli wpisze się w przeglądarkę Google nazwę naszego miasta, to można je obejrzeć na zdjęciach. Iwano-Frankiwsk znalazł się wśród 3 najpiękniejszych miast w Ukrainie, w top 10 na świecie. Bardzo dobrze nam się tam żyło.

Dużo ludzi w nim mieszka?

250 tysięcy.

Dużo większe od Kcyni.

Tak, dużo większe! Kilka uniwersytetów, kilkadziesiąt szkół. Dużo młodych ludzi. W mieście działają takie dwie organizacje, które zrzeszają młodych ludzi. Celem tych organizacji jest poprawa życia mieszkańców, tak, by w mieście żyło się lepiej. Jedna nazywa się "Przytulne miasto" [ukr. Тепле мiсто] - ma za cel sprawić, by miasto było przyjemne do życia. [aby dowiedzieć się więcej o tej organizacji, kliknij] A ta druga to Promprylad. Promprylad - to nazwa dużego przedsiębiorstwa, które działało w tym miejscu jeszcze w czasach socjalistycznych. A teraz zrobili w budynkach po tym zakładzie taki ośrodek dla wielu działalności twórczych. To miejsce jest urządzone w stylu poprzemysłowym, jak lofty, jest duża sala konferencyjna, miejsce na tarasie. Oferuje przestrzeń na warsztaty, wydarzenia kulturalne, działa tam kawiarnia, studio fotograficzne. To naprawdę nowoczesne, europejskie miejsce. W ośrodku Promprylad można prezentować swoje prace artystyczne, organizować wystawy zdjęć. Ja prezentowałam w nim swoje książki, odbywały się wieczory z literaturą. Iwano-Frankiwsk to takie twórcze miasto.

[Mąż Kristiny, Aleksandr, w Internecie pokazuje mi filmik o Prompryladzie - dopisek JM]- kliknij, by obejrzeć

[Aby dowiedzieć się więcej, kliknij - dopisek JM]

Zawsze takie było czy miasto zmieniło się w ciągu ostatnich lat?

To ostatnie 10 lat dla Iwano-Frankiwska oznacza takie zmiany. Zrobiło się ładnie, jest dużo kwiatów.

Dobrze się tam mieszka?

Dobrze. Lubiliśmy to miasto. Oferuje wiele twórczych zajęć. My robiliśmy w Prompyladzie wiele projektów, wspólnie z innymi organizacjami.

Wspólnie - Ty i Twój mąż Alex?

Tak! Alex się tym nie chwali, ale robi bardzo dobre zdjęcia, ma profesjonalny aparat, sprzęt oświetleniowy. Mamy dużo więcej planów, jeszcze na następne lata. Mam już gotowe rękopisy dwóch następnych książek. Miałam wydać te książki ....

Opowiedz mi o tych książkach. To są książki dla dzieci?

Nie. Jedna książka to zbiór wierszy, poezja, taka nowoczesna. Druga książka to psychologiczno-motywacyjna, taka, by pomóc ludziom. Wszystko już gotowe do wydania: ilustracje, wszystko... Teraz nie wiem, jak będzie, bo to zostało w komputerze tam, w naszym mieszkaniu, na Ukrainie.

Na zdjęciu: Podczas promocji wspólnej książki Kristiny Sirovej i Tarasa Kwitika. Źródło zdjęcia: Fb Kristiny Sirovej-Kovalyszyn

I jeszcze chcielibyśmy rozwinąć nasz biznes, mamy taki malutki sklep on-line. Tak, aby ten biznes nie tylko nam przynosił dochód, ale aby kilka procent zysku móc przekazywać na cele charytatywne dla ludzi z niepełnosprawnością. Aby organizować dla nich spotkania, lekcje, wspólnie oglądać filmy, pracować z psychologiem.

Założyliśmy z Alexem fundację, jeszcze w 2015 r., po pracy z ludźmi z niepełnosprawnością. Mamy w tym już duże doświadczenie. Organizowaliśmy spotkania, warsztaty. Wielu niepełnosprawnych siedzi w domu, ma kompleksy, nie chce wychodzić na zewnątrz, nie wierzy w siebie, ma depresję.

Może dzięki temu jesteś bardziej wiarygodna. Tobie bardziej uwierzą, bo masz podobne doświadczenia życiowe.

Tak, ja sama przeszłam taką drogę. Pomyśleliśmy, by przedłużyć taką działalność, rozwijać ją dalej w tym kierunku.

Nasze życie było bardzo aktywne do tej pory. Co dzień to jakieś zadanie, jakaś praca, jakieś twórcze spotkania. Dużo było wszystkiego.

Na zdjęciu: Kristina z mężem Alexandrem. Źródło zdjęcia: Fb Kristiny Sirovej-Kovalyshyn

Pamiętasz ten moment, jak się dowiedziałaś o wybuchu wojny?

Tego momentu pewnie nigdy nie zapomnę - 24 lutego.

[do rozmowy włącza się Alex, mąż Kristiny] obudziłaś mnie i powiedziałaś, że latają samoloty.

W nocy nie spałam dobrze, takim twardym snem, tylko czułam, jak latają samoloty. Było ich dużo, robiły wielki hałas. Nie mogłam spać od tych dźwięków.

W pobliżu Waszego miasta są jakieś cele wojskowe?

Tak, jest lotnisko wojskowe. Naprzeciwko naszego domu są budynki. Tam kiedyś były zakłady wojskowe, a teraz jest "Akademia Halicka" - Iwano-Frankowski Instytut Zarządzania i Ekonomii. Widocznie oni o tym nie wiedzą, że tam już nie ma zakładów wojskowych. To już nie jest wojskowy obiekt.

Nie mogłam spać. O piątej rano już było słychać syreny w całym mieście. Od razu zajrzałam do Instagrama, bo prowadzę bloga na Instagramie i stamtąd się dowiedziałam, co się stało. Wszyscy już mówili o tym, że bombardowali nasze lotnisko. Od razu pojawiły się filmiki - wyglądało to strasznie. Nie mogliśmy uwierzyć w to, że tak może być.

Powiedz, przeczuwaliście? Tak się przecież mówiło, że Rosja koncentruje te wojska przy granicy, twierdzili, że to ćwiczenia wojskowe, że odbywa się zimowa olimpiada, że Putin czeka ...

Dyskutowali o tym w telewizji. W telewizji też mówili, aby naszykować walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Ja jeszcze mówiłam do swojej rodziny, że musimy tak zrobić. Ale Alex odpowiadał, że nic nie będzie, jak to, przecież to XXI wiek, nie, nie może tak być. My naprawdę nie wierzyliśmy, że może tak być. Nie naszykowaliśmy tych rzeczy, a w ten dzień [agresji] wszyscy biegaliśmy po domu, zbieraliśmy co potrzebne i byliśmy bardzo przestraszeni. Każdego dnia zastanawialiśmy się i nie mogliśmy pojąć, co będzie dalej. Pierwsze dwa albo trzy dni śledziłam wszystkie wiadomości przez 20 godzin na dobę i z tego powodu nie mogłam ani spać, ani jeść. Pewnie wszyscy Ukraińcy tak się zachowywali. Zapominałam, co trzeba kupić, co załatwić. To taki stan stresu i zawieszenia, że nie wiadomo, co to jest. Na trzeci dzień już Putin mówił, że to będzie wojna atomowa, straszył, że to się przeniesie na cały świat, że będzie wojna światowa. Nie mogliśmy się zdecydować, co robić. Potem wstąpiłam do wojska, do działu informacyjnego. Zaczęłam pisać o tej wojnie, pisać do rosyjskich znajomych, miałam bardzo małą nadzieję, że dzięki temu ja im otworzę oczy, że zrozumieją.

Miałaś nadzieję, że to ich przekona?

Na początku tak. Ale potem zrozumiałam, że to niemożliwe. Oni są jak zombie. Nie mają swojego zdania.

Mamy taką przyjaciółkę, to jest chrzestna matka mojego brata. Bardzo bliska osoba. Wyjechała za pracą do Rosji, daleko, na Syberię. Kontaktuje się z nami przez WhatsApp, przesyła zdjęcia. I ta Ciocia Gala dalej śle mamie jakieś zdjęcia z życzeniami dobrego dnia, dobrej kawy. Mama na to zareagowała: Gala, u nas wojna, co ty przysyłasz! A Gala: jaka wojna, to wam pokazują takie zmontowane filmy, to aktorzy, to nie jest prawda. Jeszcze dzień, dwa i Was wyzwolą. Nie martwcie się, będzie wszystko w porządku. Pomyślałam: mama nie umie, to ja wyślę cioci Gali takie filmy, takie teksty, że zmieni swoje zdanie o tym, co tu się dzieje. Nie. Nie zmieniła. Przesłała mi w zamian nagranie audio takiej kobiety, która się bardzo cieszy, że Rosjanie weszli, i wyzwalają ich od banderowców.

Nie zmieniła zdania?

Nie. Pomyślałam: Gala, przyjdzie czas i może ty to zrozumiesz. A teraz nie chcę już z nią o tym pisać.

Przez 12 dni byliśmy z Alexem wolontariuszami.

Co robiliście?

Pomagaliśmy ludziom ze Wschodu, którzy przyjechali do nas, na zachód Ukrainy, ludziom z Krematorska. Byliśmy w Krematorsku wcześniej dwa razy, bo mamy taki projekt społeczny, bardzo ważny, dla osób z niepełnosprawnością. Z tego miasta przywieźli do nas trzydzieścioro niepełnosprawnych dzieci z domu dziecka, w wieku od 3 lat do 16. Potrzebowaliśmy, by znaleźć im jakiś dom, zapewnić wszystkie rzeczy do ubrania, jedzenie. Oni wyjechali z Krematorska tak bez niczego. Szukaliśmy dla nich miejsca, w którym mogliby się zatrzymać. Wielu ludzi się zmobilizowało, by im pomóc. W ciągu trzech dni udało się im wszystko zapewnić. Zostali zakwaterowani niedaleko Iwano-Frankiwska, we wsi Bila, tam jest sanatorium. Tam mieszkają, i teraz wszystko u nich w porządku. Przyjechały dwie rodziny z Charkowa, z Mariupola. W naszym mieszkaniu zatrzymali się teraz ludzie z Mariupola. Pomagaliśmy jak mogliśmy. Organizowaliśmy pomoc psychologiczną, spotkania. Ale w pewnym momencie byłam już bardzo tym zmęczona, przytłoczona. Zamieszczałam na moim Instagramie takie stories, na których jestem smutna, i moja koleżanka, która jest teraz tutaj w Polsce, w Barcinie, powiedziała mi przez telefon: już dość. Nie, teraz Ciebie trzeba ratować, bo nie wytrzymasz tego wszystkiego. W ciągu jednego dnia bardzo szybko się zebraliśmy, gdyby nie to, że zrobiliśmy to szybko, to pewnie nie odważylibyśmy się wyjechać.

Łatwo było namówić rodziców? Chcieli wyjechać?

Bardzo się cieszę, że moi rodzice są tacy, że gdzie my, tam i oni. Cieszę się z tego, bo moi przyjaciele mają takie sytuacje, że muszą być z rodzicami, bo oni nie chcą wyjeżdżać. Bo ktoś tam martwi się o swój dom...

Często jest tak, że ludzie starsi nie chcą opuścić domu. Twierdzą, że jak ma się coś stać, to chcą być u siebie.

Tak! My też, też bardzo lubiliśmy to swoje mieszkanie. Kupiliśmy je zupełnie niedawno, 1,5 roku temu. Do tamtej pory mieszkaliśmy na czwartym piętrze, co prawda była tam winda, ale i tak dla mnie było ciężko. Już dawno chcieliśmy sprzedać i kupić coś innego. Udało się, wyremontowaliśmy sobie to nowe mieszkanie tak, by wszystko było dla mnie dostępne, bardzo się nim cieszyliśmy. Teraz nie wiem, co to będzie. [milczenie] Czy będzie do czego wracać?

Jesteś w stanie sobie wyobrazić, co będzie w ciągu najbliższych miesięcy? Czy wolisz nie myśleć?

Wolę nie myśleć. Jak o tym myślę, to serce mi mówi, że wszystko będzie w porządku. Ale rozum czasem mówi co innego. Jest mi ciężko, bo od tych pomysłów nie mogę spać, nie mogę jeść. Teraz staram się unikać oglądania wiadomości. Nie wszystko czytam, nie wszystko oglądam. Unikam, bo jak widziałam te filmy, szczególnie filmy, na których były dzieci, dzieci, które były zabite, to nie mogłam tego fizycznie znieść. Ty sama masz dzieci, więc wiesz, jak to jest.

Pamiętasz te pierwsze chwile, jak wyruszyliście? Jak zapakowaliście się do samochodu?

Tak, bardzo się denerwowaliśmy.

Kiedy to było dokładnie?

9 marca. Prawie po dwóch tygodniach od agresji. Takie były emocje do tego.

Długo jechaliście?

Długo. Osiem godzin staliśmy na granicy. Wyjechaliśmy bardzo wcześnie rano, jak dojechaliśmy to już była noc. Gdy wyjeżdżaliśmy z domu, u nas było bardzo ciepło. A na granicy był mróz, zimno. I tak jeszcze mieliśmy wypadek podczas podróży, samochód wpadł w poślizg. Byliśmy zmęczeni, bo przez wszystkie te dni od ataku byliśmy zmęczeni. Nie spaliśmy zbyt dużo przez te 12 dni, nie jedliśmy normalnie. Taka droga była dla nas ciężka, bo byliśmy zmęczeni i fizycznie i psychicznie. Po wypadku nas zabrali do szpitala, i jedną noc spędziliśmy w szpitalu.

Pierwsza nasza noc w Polsce to była noc w szpitalu.

W Białymstoku, w Przemyślu? Gdzie byliście?

To było bardzo blisko granicy. Ustrzyki Dolne. Trafiliśmy tam na bardzo dobrych ludzi, ci lekarze, wszyscy z uczuciem nas przyjęli. Kiedy nas wyciągnęli z tego samochodu, to nie mieliśmy nic. Przynieśli nam tam dla Olenki mleko, nam jakieś jedzenie. Taka to była nasza pierwsza noc, w szpitalu.

A jak to się stało, że się znaleźliście tutaj, w Kcyni?

Moja koleżanka sprawiła, że tutaj przyjechaliśmy. Rodzina szefa jej męża mieszka tutaj.

W szpitalu w nocy i na drugi dzień nie wiedzieliśmy, gdzie my jesteśmy. Mąż mojej koleżanki i jego szef przyjechali po nas. Wzięli bus i od razu jak do nas zadzwonili to rankiem następnego dnia już tam po nas byli.

Odpoczęłaś psychicznie, odespałaś tą podróż, ten stres?

Ostatnie dwa dni tak czuję, że się rozświetliło u mnie, że mój mózg pracuje inaczej. W głowie. Jakoś tak.

Co było dla Ciebie najtrudniejsze? Wytłumaczenie Twojemu synowi Janowi? On pytał, co się dzieje?

Było bardzo trudno, bo do tego momentu nasz syn nie wiedział, co to wojna. Nie bawił się pistoletami, nie kupowaliśmy mu takich zabawek. Nie chcieliśmy, by coś zrobił młodszej siostrze. To takie pacyfistyczne dziecko.

Jakie są teraz Twoje marzenia? Mogę o to zapytać?

Sama rozumiesz, jakie teraz są moje marzenia.

Wrócić?

Wrócić, ale dokąd? To nie jest moim celem. Wrócić, ale aby to już był koniec. Ja to inaczej określam. Mówię, że jak będzie koniec, to koniec dla wszystkich. Bardzo bym chciała, aby był pokój, aby znalazło się szczęśliwe rozwiązanie nie tylko dla Ukrainy, ale i dla innych państw. Nikt nie wyobraża sobie, co to z tego jeszcze może być.

Ale marzysz? Pozwalasz sobie na taki luksus jak marzenia? Na przykład, że pojedziecie na wakacje, że usiądziesz sobie z przyjaciółkami i będziecie plotkować?

Na razie naprawdę nie. Czasem przychodzi do mnie taki pomysł, na chwileczkę, jak meteor. Bardzo pomaga jak jestem czymś zajęta. Co możemy robimy, coś piszę, coś wrzucam na swój Instagram, tu pomagam ludziom przetłumaczyć, bo nie mogą się gdzieś dogadać, codziennie coś.

To dobry pomysł, by głowa była zajęta. Pamiętam, jak podczas pierwszej fali pandemii zdarzyło mi się zapomnieć, że jest Covid i jaka sama byłam tym zdziwiona. Zajęłam się czymś, na przykład pracą w ogrodzie, i zapominałam, że jest takie zagrożenie i nie martwiłam się, że zaraz wszyscy poumieramy. To takie dziwne uczucie zapomnieć.

Tak, tak jest.

Masz kontakt ze znajomymi?

Tak. Z przyjaciółmi, którzy zostali tam, w Iwano-Frankiwsku. Nie mogą wyjechać, bo mężczyzn objęła mobilizacja. Rozmawiamy przez WhatsApp, Telegram. Opowiadają nam, że teraz nasze miasto nie jest bombardowane. Ale wczoraj [tj. 29 marca- dopisek JM] było pięć alarmów bombowych. Schodzą do schronów i tam siedzą godzinę, kilka godzin. Dzieci też. Nie wiedzą, w które miejsce uderzy bomba, bo rakiety Rosji nie są zbyt celne.

Duże zniszczenia są w mieście? Czy tylko to lotnisko wojskowe ucierpiało?

Blisko Iwano-Frankiwska jest jeszcze jeden taki obiekt wojskowy, który też został zniszczony. I to wszystko. Ale w sklepach zaczynają się problemy z zaopatrzeniem, zagraża im katastrofa humanitarna. Nie ma produktów. U nas w mieście jest taki duży sklep „Metro”, podobny jak u Was Lidl. To tam jeszcze coś tam jest, ale zostały tam tylko takie drogie produkty, delikatesy. Mam bliskiego przyjaciela, którego rodzina mieszka teraz w Chersoniu. Wczoraj rozmawialiśmy 1,5 godziny. Tam nic nie ma. Nie ma lekarstw. Tam jest pełna blokada, Chersoń jest oblężony, a Rosjanie nie pozwalają na to, by do miasta wjechały konwoje humanitarne. Ale ludzie, którzy dostają się do Chersonia od strony Krymu, przywożą produkty na sprzedaż. Sprzedają jednak za bardzo wysokie ceny. Litr oleju kosztuje teraz 3 razy więcej. Ale lekarstw nie ma wcale, żadnych.

Co ty możesz zrobić? Możesz ich tylko wysłuchać?

Tak, na razie tak. I to jest bardzo przykre. Jego żona ma rodzinę w Polsce, w Lublinie, i nie mają jak wyjechać. To jest straszne. Nawet nie ma zielonych korytarzy, nie pozwalają wyjechać. Rosjanie strzelają do tych, którzy próbują się ewakuować. Ci nasi przyjaciele mają trzech synów: 12, 7 i 5 lat. To są jeszcze małe dzieci.

Oni bardzo pomagają ludziom na swojej ulicy. Odwiedzają takie babcie, staruszki – zanoszą im coś do jedzenia, mają jeszcze ziemniaki w piwnicy, jakieś przetwory. Dzielą się tym, co mają. Ale i to się wkrótce skończy, jak nie pozwolą nic przywieźć w konwojach humanitarnych.

Myślałam właśnie o tych starszych ludziach i o niepełnosprawnych, którzy nie mogą się z domów wydostać. Jak mają rodzinę, to jeszcze jakoś jest – dbają o siebie nawzajem, a najgorzej, jak ktoś jest samotny. Wszystko jedno, czy to jest Covid, czy wojna – najgorzej mają samotni.

Oleg [przyjaciel z Chersonia - dopisek JM] mi opowiadał, że nawet jeśli ci ludzie nie zginą z powodu wojny, to umrą z głodu lub z powodu braku lekarstw. To jest takie bardzo przykre i straszne.

Taka nasza bliska koleżanka mieszka w Czornobajiwce, tam też bombardują. A ona też jest dziewczyną niepełnosprawną, jej brat też. No i tak ... (cisza) Siedzą w domu ... mama piecze chleb, piją wodę, i tyle. Bardzo chcemy czymś ich wspomóc, ale nie mamy jak.

To jest takie przygnębiające. Z jednej strony czujesz ulgę, że Tobie udało się uciec, że ocaliłaś najbliższych, ale równocześnie bezradność, że nic nie możesz zrobić, by pomóc tym, którzy zostali.

Tak, i to jest najgorsze. Rozmawiamy z nimi, ale i bardzo się o nich martwimy. Rozmawiamy, ale nie możemy nic pomóc.

Ci, co znają się na polityce mówią, żeby to tak nie było, że na rok nie było cicho, a potem znowu, kolejna napaść.

Oni tam wewnątrz Rosji nie mogą sobie dać rady z tym wielkim terytorium, co mają, a jeszcze chcą zająć inne ziemie. Jeśli widziałaś u mnie ten filmik na Facebooku, z Chabarowska, to wiesz, jak tam jest strasznie. Ale Rosja ma jeszcze wielkie marzenia, by "pomóc" całego światu. By wyzwolić Ukrainę od nazistów. I to jest takie głupie.

Czujesz się bardziej przygotowana przez to, że jesteś psychologiem, żeby radzić sobie ze stresem? Czujesz się wyposażona w takie narzędzia, które umożliwiają Ci radzenie sobie z tym?

Bardzo. Gdyby nie ta wiedza, to bardzo by było trudno. Jeden dzień, dwa było bardzo ciężko, bo poddałam się temu wszystkiemu. Ale potem, dzięki tej wiedzy psychologicznej potrafiłam wziąć się w garść. Przydała się także w stosunku do dziecka, bo on też pytał nas, co to jest wojna.

Wydaje mi się, że jak się jest rodzicem, to jest podwójnie trudno. Nie możesz sobie pozwolić na taką zupełną szczerość. Musisz być silna dla Twoich dzieci, nie okazywać strachu.

Tak. Rozmawialiśmy z synkiem. Opowiadaliśmy mu, co to jest. Jan widział też w wiadomościach, pytał. Mówiliśmy mu, że to tak jest, że przyszli inni ludzie na naszą ziemię i strzelają do ludzi. A on pytał: mamo, a to oni nie wiedzą, że jak będą strzelać, to będzie leciała krew? Powiedz im, że tak nie wolno robić. Tato! Powiedz im, że tak nie wolno robić. Jak jechaliśmy tutaj, to mówiliśmy mu, że to takie nasze wakacje, że tu teraz będzie nasz dom....

Jan tęskni za swoim domem,  swoim pokojem?

Przez pierwsze dwa dni wszystko mu się tutaj bardzo podobało, wszystko było takie nowe. Na trzeci lub czwarty dzień mówi: No już, wracamy do domu! Mówi, że to nie jest jego dom, to jest dom cioci. Mój dom jest tam, w Frankiwsku – mówi.

Dziękuję za rozmowę.

Z Kristiną Sirovą-Kovalyszyn rozmawiała Justyna Makarewicz/Dźwiękowe Archiwum Kcyni

29 marca 2022 r.

Wszystkie zdjęcia wykorzystane w artykule pochodzą z archiwum Kristiny.

Zamiast zakończenia 

Gdyby nie wojna w Ukrainie, nigdy byśmy się nie spotkały. Kristina jest niezwykle mądra i skromna. Młoda mama, żona, aktywna kobieta. Jest psycholożką, dziennikarką, pisze książki, realizuje razem z mężem projekty społeczne skierowane do osób niepełnosprawnych, podróżuje. Jest aktywna społecznie, angażuje się w życie swojego miasta. Ten, kto ją pozna odkrywa, ile w niej wewnętrznego spokoju, jakie w niej światło, mające swoje źródło w całkowitej akceptacji siebie. Niczego nie musi udowadniać światu, zna swoją wartość. Wiele w życiu przeszła, a teraz pomaga innym. 

Dopiero z jej wiadomości wysyłanych po naszym spotkaniu dowiedziałam się, że w listopadzie 2021 r. wygrała ogólnoukraiński konkurs i została Miss Ukrainy World Wheelchair. Napisała: Bardzo ważnym projektem społecznym jest zwrócenie uwagi na osoby niepełnosprawne i pokazanie innym, że niezależnie od okoliczności życiowych człowiek może realizować swoje cele i marzenia, być pełnoprawnym człowiekiem. W październiku 2022 r. pojedzie do Meksyku, na finał konkursu. Będzie tam mogła wykonać swoją misję: opowiedzieć o Ukrainkach i Ukraińcach, ich dzielności i determinacji, by bronić wolności swojego kraju. Napisała jeszcze: Dla mnie to wielka nagroda za osiągnięcia i siłę ducha. A to także wielka szansa, by pokazać Ukrainę całemu światu i powiedzieć całemu światu prawdę o tej sytuacji i wojnie. To bardzo ważna misja, daj Boże, że dam radę. Powiedz całemu światu, jak bardzo jesteśmy wdzięczni Polsce, która przyjęła nas tak życzliwie i ciepło, że teraz możemy rozmawiać o planach na przyszłość i marzeniach na lepsze. 

Aby dowiedzieć się więcej o działalności Kristiny, obejrzyj film

Informacje o wyborach Miss Ukrainy World Wheelchair - kliknij tutaj

Poprzednia
Powrót do listy aktualności
Następna