18 - 03 - 2020
Korespondencja z Rzymu

Dzisiaj otrzymałam wiadomość od brata Piotra Stasińskiego OFM Cap, pracującego na co dzień w Rzymie. Brat Piotr jest Radnym Generalnym i pracuje w Kurii generalnej zgromadzenia kapucynów. Zgodził się opowiedzieć Państwu, jak wygląda codzienność w czasie pandemii i dlaczego epidemia koronawirusa tak szybko się we Włoszech rozwinęła. W lutym o. Piotr odwiedził Kcynię, podążając śladami o. Efrema (Stanisława Klawittera). Pokazałam mu miasto i jego najważniejsze zabytki. Byliśmy w doskonałych nastrojach, planując dalsze działania w związku z grudniowymi uroczystościami 50. rocznicy śmierci o. Efrema. W tamtym czasie epidemia koronawirusa była odległym zjawiskiem gdzieś daleko w Chinach, o którym czytaliśmy w prasie, bezpośrednio nas nie dotyczyła. W ciągu miesiąca wszystko się zmieniło. Justyna Makarewicz

Kiedy wróciłem do Rzymu w ostatnim tygodniu lutego, zaskoczony byłem na lotnisku Fiumiccino obowiązkiem poddania się procedurze pomiaru temperatury. To był pierwszy sygnał, że "nie ma żartów". Mam jednak wrażenie, że jeszcze przez wiele dni we Włoszech nie zdawano sobie sprawy z rzeczywistej powagi sytuacji. Gdy na północy kraju pojawiły się ogniska epidemii, zamknięto szkoły, uniwersytety, kościoły i - teoretycznie tylko - inne obiekty, w których zwykle ludzie towarzysko się spotykają. Drugi błąd (po pierwszym - zbanalizowaniu zagrożenia) polegał na braku dostatecznej informacji o tym, że nieczynne szkoły i inne instytucje nie oznaczają przedłużenia wakacji i urlopów. Włosi są ludźmi rozrywkowymi, mało zdyscyplinowanymi, więc przesiadywali w barach, pizzeriach, pojechali w góry na narty i zanieśli innym koronawirusa, albo przywieźli go od kogoś do swojego domu: stąd tak ogromna lawina zachorowań. Dopiero trzeci etap: zmuszenie ludzi do pozostania w domu pod sankcją karną "otrzeźwił" wielu. Wczoraj, w niedzielę, nie było widać na ulicach prawie nikogo, sam nie wychodziłem z domu, ale mówił mi o tym ktoś, kto miał do załatwienia w mieście jakąś ważną sprawę.

Z tej perspektywy śledzę wydarzenia w Polsce i dziękuję Panu Bogu za obecnie rządzących, których decyzje wyraźnie oparte są na doświadczeniach włoskich, także na tutejszych błędach. Podobnie, decyzje przełożonych kościelnych w sprawie zachowania dyscypliny antywirusowej podczas obecności na liturgii, są w tej nieprzewidywalnej sytuacji, bardzo trafione: nie zwalniają ludzi z osobistej odpowiedzialności za przyjęty styl zachowania i umożliwiają przeżywanie głębiej wiary chrześcijańskiej. Na marginesie: czytam o zjadliwym krytykowaniu decyzji państwowych i o wyśmiewaniu przekonań, że ocalenie jest u Boga (i na to mamy modlitwę, liturgie, pokutę, nawrócenie) i współczuję autorom tych złośliwości i powielającym je: jeszcze nic nie rozumieją!

Wczoraj papież Franciszek "złamał" zasady i odbył (prawie samotną) pielgrzymkę do Bazyliki Matki Bożej Większej i do krzyża św. Marcelego. W ten sposób przypomniał postępowanie papieży w czasach zarazy, od VI wieku po wiek XIX, którzy właśnie w ten sposób - skuteczny - modlili się o ocalenie Rzymu i świata od plagi zakaźnych chorób.

fr. Piotr Stasiński OFM Cap

Poprzednia
Powrót do listy aktualności
Następna